Mija 120. rocznica urodzin i 70. śmierci Brunona Schulza. Skoro warszawskie Muzeum Literatury posiada największy w świecie zbiór prac plastycznych tego artysty, wypada więc, by przygotowało rocznicową wystawę. Ale wystaw Schulza było już wiele. Pokazywaliśmy Jego prace w muzeach i znaczących galeriach Rzymu, Madrytu, Londynu, Paryża, Triestu, Jerozolimy, Genui, Brukseli, Stambułu… O twórczości Schulza napisano tomy i jak twierdził jej największy badacz, Jerzy Ficowski, w zasadzie wszystko. Zatem: czy kolejna wystawa Schulza jest potrzebna?
Miałem zaszczyt oprowadzić po wystawie Jana Lebensteina w Muzeum Literatury Panią Joannę Pollakównę. Rozmawialiśmy o fascynacjach tego wielkiego malarza, w tym, jak mawiał, „prowincjonalnymi barokami”, Wojtkiewiczem, Schulzem. Była też mowa o narodzinach polskiej wersji surrealizmu, a w zasadzie o niedającym się do końca zdefiniować nurcie w sztuce polskiego międzywojnia, sytuującym się na granicy realizmu magicznego, groteski, ekspresjonizmu. Pani Joanna nazwała go „malarstwem przesuniętej rzeczywistości” i włączyła doń artystów takich jak Schulz, Bronisław Linke, Rafał Malczewski, Jan Spychalski, krąg malarzy żydowskich.
Pojąłem wówczas, że to uderzenie w samo sedno, że właśnie na takim tle warto pokazać twórczość Brunona Schulza. Tylko w ten sposób można osadzić ją w epoce, a zarazem przekroczyć obowiązujące dotychczas schematy interpretacji Jego prac. Przyjmując taką perspektywę, można też wyjść poza czas życia i twórczości artysty, poszukać protoplastów „przesuniętej rzeczywistości” i jej kontynuatorów. Można cofnąć się do młodopolskiego symbolizmu, np. demonicznych kompozycji Wojciecha Weissa, lub wybiec ku czasom nam bliższym, choćby do twórczości Władysława Hasiora czy Tadeusza Kantora.
Poza tym „rzeczywistość przesunięta” zanurzona jest w poetyce fotomontażu i filmu, więc projekt powinien być zdominowany przez wizualizacje. Przykładowo, jeśli opowiadać o Schulzowskich kobietach, które dominują mężczyzn, a nawet potrafią się nad nimi znęcać, to dlaczego nie włączyć w strukturę wystawy projekcji słynnej sceny tańca erotycznego Asty Nielsen z „Afgrunden”, sceny, która – jak twierdzi Jan Gondowicz – niewątpliwie twórczość Schulza inspirowała?
Bruno Schulz „Kobieta z pejczem i trzej nadzy mężczyźni”, scena z autoportretem artysty. 1920, akwarela, gwasz/karton, wł. Muzeum Literatury
Ale najpierw trzeba stworzyć scenariusz wystawy (inteligentny), jej zespół realizacyjny (sprawny, dynamiczny, skuteczny), zdobyć środki na projekt (wystarczające), zaprosić do współpracy fachowców (wybitnych), pozyskać prace z muzeów i kolekcji prywatnych, i to nie byle jakie lub przypadkowe, ale tylko te dla scenariusza wymarzone, podobnie jak tekst Joanny Pollakówny trafiające w samo sedno. To proste. A jak się to robi, to od strony muzealnej kuchni opiszę w następnym odcinku.
Gratuluję pomysłu bloga!. Może na wystawę trafi „Mesjasz” (też wierzę, jak profesor Panas, że rękopis gdzieś istnieje…)
taki ażiotaż biletów na czas…
zestawienie filmiku i rysunku Schulza – trafione w sedno. I tak trzymać!
Świetny pomysł! A taniec Asty Nielsen… elektryzujący 🙂
Granice tradycyjnie rozumianej wystawy zostaną – dzięki temu blogowi – rozszerzone. O idei, która nami kierowała, piszemy także tutaj:
http://muzeumliteratury.pl/%E2%80%9Ebruno-schulz-rzeczywistosc-przesunieta%E2%80%9D-%E2%80%93-jak-przygotowuje-sie-wystawe/
Super pomysł!
Drogi Łukaszu, napisz: dlaczego Schulz.
J