Wróćmy do nici Ariadny. Najpierw trzeba popytać w domu. Wszedłem więc do kuchni, a tam prof. Irena Kossowska sałatkę sieka, a Pucek na kolację czeka i ogonem merda. Więc spytałem, czy zna super-profesjonalistę od filmu polskiego, bo ja na „Czterech pancernych” pozostałem. A ona na to, że zna i przerywając siekanie nić Ariadny mi wręczyła, a ja po tej nici dotarłem do Pani redaktor Teresy Rutkowskiej z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, a Pani redaktor mówi, że owszem, że na filmie się zna, ale najlepszy na świecie od filmu to jest Pan Jan Słodowski, dyrektor Filmoteki Polskiej i że On wszystko wie, a także wszystko może. I tak do Pana Jana w te pędy i do współpracy Go nakłoniłem.
Bruno miał kino za rogiem i wysiadywał w nim godzinami. Zatem film musiał odegrać ogromną rolę w jego twórczości. Trzeba więc włączyć w strukturę wystawy salę kinową, tak by młodzi i starsi mogli zasiąść w wygodnych (albo niewygodnych) fotelach i chłonąć filmowe obrazy, te same co kiedyś Schulz (a może nie te same?). Ale jak to zrobić, by były skrzypiące fotele, plakaty filmowe z tamtych lat, tamta atmosfera? O to niech się martwią twórcy oprawy plastycznej panowie Robert Pludra i Maciej Stefański. I niech nam o swoim projekcie w przyszłym odcinku opowiedzą. I niech się nie wykręcają postmodernizmem i interwencjami, czyli dyskursem między piernikami a wiatrakami (gdyby panowie mieli zamiar się wykręcać) i niech nam nie mówią, że historia się skończyła (gdyby tak mówili), bo wcale się nie skończyła. A gdy publiczność skończy już oglądać filmy, to niech kontynuuje z łaski swojej zwiedzanie wystawy i niech na własną rękę poszuka w sztuce Schulza filmowych inspiracji. Ot, choćby niech przyjrzy się Schulzowskim dorożkom mknącym przez noc. A skąd się wzięły te dorożki? Pisał Schulz:
Około szóstego, siódmego roku życia powracał w moich rysunkach wciąż na nowo obraz dorożki z nastawioną budą, płonącymi latarniami, wyjeżdżającej z nocnego lasu. Obraz ten należy do żelaznego kapitału mojej fantazji, jest on jakimś punktem węzłowym wielu uchodzących w głąb szeregów.
A jak już publiczność dorożki obejrzy, to niech potem łaskawie rzuci okiem na obraz „Złodzieje” Wojciecha Weissa, popatrzy na płochliwe cienie, płonące latarnie, kubistycznie potasowaną przestrzeń… i niech porówna jedno z drugim, a wnioski sam wyciągnie.
[Bruno Schulz, Dorożka pędząca nocą przez miasto, ok. 1933, ołówek na papierze, kolekcja Muzeum Literatury w Warszawie
[W.Weiss, Złodzieje, 1916, ol. pł., kolekcja prywatna]
Teraz z innej beczki. Parlament Ukrainy przyjął uchwałę w sprawie uczczenia 120. rocznicy urodzin i 70. rocznicy śmierci Brunona Schulza. Po naszej stronie odzywają się głosy, że jest podobnie jak z Czesławem Miłoszem, gdy ocknęliśmy się po tym jak parlament litewski ogłosił rok poety. Jednak nasi parlamentarzyści, zupełnie jak Schulz, wiedzą że „zwykłe fakty uszeregowane są w czasie, nanizane na jego ciąg jak na nitkę. Tam mają swoje antecedensy i swoje konsekwencje, które tłoczą się ciasno, następują sobie na pięty bez przerwy i bez luki. Ma to swoje znaczenie i dla narracji, której duszą jest ciągłość i sukcesja. Cóż jednak zrobić ze zdarzeniami, które nie mają swego własnego miejsca w czasie, ze zdarzeniami, które przyszły za późno, gdy już cały czas był rozdany, rozdzielony, rozebrany, i teraz zostały niejako na lodzie, nie zaszeregowane, zawieszone w powietrzu, bezdomne i błędne?
Tak wiec nikt niczego nie przegapił. Rok Schulza zostanie ogłoszony w rocznicę śmierci pisarza czyli w listopadzie 2012 roku. Wówczas zgłoszone zostaną poważne i przemyślane projekty wystawiennicze oraz edytorskie, które, zgodnie z rutyną, realizowane będą przez kolejne dwa lata – do końca roku 2014. Zaś w roku 2015 odbędą się uroczyste obchody rocznicowe. Jednocześnie parlamentarzyści, którzy mają świadomość, że obie rocznice „nie mają swego własnego miejsca w czasie, i że są zdarzeniami, które przyszły za późno, gdy już cały czas był rozdany, rozdzielony, rozebrany…”, zorganizują produkcję i sprzedaż biletów z ażiotażem na czas. Wówczas rok 2015 będzie mógł być traktowany jak rok 2012. I cóż w tym dziwnego?
Ale można też robić swoje. Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem 12 maja otwiera wystawę „Porozmawiajmy o kobietach. Schulz, Gombrowicz, Witkacy i inni”. W ten projekt zaangażowane jest również warszawskie Muzeum Literatury. Wystawę rozpoczyna słynny spór Schulza i Gombrowicza o doktorową z Wilczej. A dalej bałwochwalcze gesty Schulza, tym razem składane również uczennicy szkoły baletowej Rity Sacchetto, a potem archaiczne damy z płócien Jana Lebensteina, sufrażystki z obrazów Jacka Sroki. A jeszcze dalej coraz ostrzej, coraz ryzykowniej i nie wiadomo czym to się to wszystko skończy…
[Uczennica szkoły baletowej Rity Sacchetto, ok. 1927, fot. ze zbiorów Stefana Okołowicza i Ewy Franczak]
[Bruno Schulz, Dedykacja, ok. 1922, cliche vérre, ze zbiorów Muzeum Literatury]
I w ten sposób został zainaugurowany Rok Brunona Schulza.