Powoli wypada kończyć blogowe gadanie, bo otwarcie wystawy zbliża się nieuchronnie. To już 20 września. W ostatnich odcinkach należałoby pokazać wielkie odliczanie; kuchnię montażu wystawy, zwożenie eksponatów, budowę „Kina Drohobycz”, uruchamianie wizualizacji i programów edukacyjnych, produkcję katalogu, druk plakatu; tym samym pośpiech, napięcie nerwowe sięgające zenitu, przeróżne odmiany muzealnych nerwic i histerii. Ale póki co można się jeszcze zrelaksować i porozmawiać o kobietach.
Zaczęliśmy blog prezentacją kultowego, erotycznego tańca Duńskiej aktorki Asty Nielsen, jednej z najbardziej fascynujących kobiet czasów młodości Schulza. W „Księdze” czytamy: „Na wielkim kolorowym afiszu Asta Nielsen słaniała się już raz na zawsze z czarnym stygmatem śmierci na czole”. Bohaterka filmu dała nazwisko pani Wang, która „oświadczała z wysokości ściągniętego dekoltu, że kpi sobie z męskiej stanowczości i zasad i że jej specjalnością jest łamać najsilniejsze charaktery”. A jak jest w polskim muzealnictwie? Dyrektorami największych muzeów są kobiety. Kuratorami najpoważniejszych polskich i międzynarodowych wystaw – także kobiety. A mężczyźni? Znerwicowani, bezwolni, pogrążenie w melancholii, skazani są na magazyn lub długie antyszambrowanie w przedsionkach gabinetów dyrektorów – kolejnych wcieleń pani Wang.
A co to ma z Schulzem wspólnego? Ot, prorocza antycypacja. Ci adepci historii sztuki, niekiedy z tytułami doktorów i profesorów, podobnie jak Wuj Marek z „Sierpnia” „siedzą w swym szarym bankructwie, pogodzeni z losem”. Tylko czasem „próbują słabym ruchem robić jakieś zastrzeżenia, stawiać opór, ale fala samowystarczalnej kobiecości odrzuca na bok ten gest bez znaczenia, przechodzi triumfalnie mimo niego, zalewa szerokim swym strumieniem słabe podrygi męskości”.
Ale na szczęście istnieją na świecie kobiety nie tylko awangardowe i demoniczne, ale też ciepłe i klasyczne. Na naszej wystawie ich wizerunki pojawią się w przestrzeni dialogu Schulza z artystyczną tradycją. Na wzór Weissa, Giorgione, Tycjana, Velázqueza, Zuloagi, Maneta, Schulz pozujące modelki układa pod ciężkimi zasłonami, na bieli prześcieradeł, na tle panoramy Drohobycza. W tym samym czasie antyczne wątki parafrazują też inni artyści: Bolesław Cybis, Jan Spychalski, Margit – Sielska.
„Akt z gramofonem” Wacława Palessy przedstawia piękno kudłate, prowincjonalne i udomowione. I po jaką cholerę potrzebna komu jadowita pani Wang z pejczem?
Wacław Palessa, Akt z gramofonem, 1931, olej na płótnie, wł. Muzuem Narodowe w Szczecinie